7. wstajemy. Czas na kawę (rozpuszczalną). Łazienka zalana - dzięki dodatkowym ręcznikom rozłożonym na posadzce da się z niej jakoś korzystać.
8. śniadanie - jajo sadzone (nie jem), serek,pomidor. kawa, bułka francuska.
Przygoda w windzie - zastopowany pojazd z nami i panem Nerwowym (jak go ochrzciłam) i jego spokojną żoną. Na szczęście - szybka interwencja i - jesteśmy wolni. Na szczęście, bo mam klaustrofobię wręcz panikarską.
Ruszamy na zwiedzanie.
Marrakech - najbardziej berberyjskie miasto Maroka założone przez Almorawidów w XI wieku. Na przemian z Fezem pełnił funkcję stolicy. Stąd rządzili Almorawidzi i Saadyci (dynastia z XVI i XVII w.).
W programie mamy:
* ogrody Menara założone w XII w.;
* meczet Kutubijja /Meczet księgarzy z XII wieku z 70 m. minaretem o zdobieniach różnych z każdej strony;
* pałac El Bahia wzniesiony przez Bu Ahmeda w XIX w. - kompleks pałacyków, haremów, dziedzińców z meczetem, także ze szkółką koraniczną;
* grobowce Saadytów z XVI wieku;
* wizyta w aptece berberyjskiej z wykładem na temat ziołolecznictwa. Możliwość zakupu rozmaitości - między innymi przypraw.
Wędrujemy przez mellah, koło murów kazby, mijamy stare meczety z minaretami, bramy miejskie.
Po opuszczeniu apteki wędrujemy przez medynę, mijamy suki, różne stragany i sklepiki.
Z placu Jemaa el-Fna jedziemy do hotelu.
15. Mamy wolne popołudnie.
Szukanie tabaka (w celu zakupu znaczków pocztowych) zabiera nam sporo czasu. Niestety nie zdążymy już do ogrodów Majorelle ani do innych miejsc.
Wędrujemy na piechotę pod Kutubijja, na Jemaa el-Fna. Wysyłamy kartki.
Punktualnie o 18.45 muezin wzywa do modłów.
Przechadzka, fotografowanie - i powrót do hotelu.
20. kolacja - jakieś mięso, frytki, ryż,pomidor, sałata ale najlepszy deser - połówka wspaniałego melona.
W pokoju odwiedza nas hotelowa kotka - trikolorka, chudzina, jak większość marokańskich kotów.
Jeszcze w recepcji biorę nową żarówkę do kinkietu. Padam przed 23.