Po zasłużonym odpoczynku wstajemy około 8.
Parę osób rusza w "poważniejszą" trasę a my w czwórkę pod wodzą Denekew na spacer w okolice campu.
Widoki są zachwycające - zwłaszcza ze skalnego cypelka, na który wchodzimy.
W drodze powrotnej spotykamy kilka gelad na nasłonecznionym, łagodnym zboczu.
W obozie skauci częstują nas wspaniałą korzenną herbatą - wspaniale smakuje i jesteśmy im bardzo wdzięczni. Ta herbata ( na pewno jest w niej imbir, troszkę cynamonu i nie wiem co jeszcze) to też etiopska specjalność, ale niestety nie wszędzie ją będziemy mogli pić.
Po 12 ruszamy w drogę powrotną do Debarku.
Trakt nieasfaltowany, miejscami niesamowicie stromy (wysiadamy wtedy z busika by łatwiej ją pokonał). Widoki na wioseczki i zagrody przytulone do zboczy gór.
Około 16 docieramy do hotelu Siemen Park.
Kąpiel i mycie głowy w zimnej wodzie.
Zamawiam shiro - moje ulubione danie etiopskie - rodzaj eintopf z rozgotowanej fasoli/grochu(?) lub czegoś podobnego. I herbaty - bo pić nam się chce okrutnie!
Spacer po miasteczku - a za nami "obstawa" (skauci?) z kałachami.
Wejście do okolicznego banku (chciałam zdobyć jakąś informację) z ceregielami. Conajmniej jakby się wchodziło do skarbca US. ;)