O 9. robimy postój w Bati w cafe Djibuti.
Nie jestem głodna (po takim obżarstwie w Kombolczy!) więc idę się przejść po miasteczku.
Przed 10. ruszamy dalej zbliżając się coraz bardziej do kraju Afarów.
Afarowie - lud koczowniczy, pasterski, zajmujący się głównie hodowlą kóz, wielbłądów (rzadziej bydła). Stanowią około 4% populacji.
Kraj Afarów - zmiana krajobrazu: tereny płaskie, suche, pustynne.
Około 13. wjeżdżamy na asfaltową drogę.
Tereny Yangudi Rassa National Park - półpustynne krajobrazy; po półgodzinnej jeździe przekraczamy rzekę Awash - największą rzekę Etiopii.
Po obu stronach drogi - sawanna, trawy, krzewy. Widać w dali krater Kilile (około 2000 mnpm) znajdujący się już na terenie Awash National Park.
O 14.30 robimy półgodzinny postój na picie, wc, tankowanie/kontrolę busika i dalej jazda.
W którymś momencie dostrzegamy na boku drogi w zaroślach maleńkie dik-dik najmniejsze antylopy na świecie.
Wreszcie około 19. docieramy do Awash - hotel Aouache.
Jest duży (aż za duży i wysoki) pokój, dwa łóżka, moskitiery - mocno sfatygowane i nie wyglądające na zbyt czyste - więc z nich rezygnujemy.
Prysznic i wc poza pokojem. Na szczęście jest woda - co za rozkosz dla umęczonego drogą i kurzem ciała!
Idziemy wcześnie (bo około 21 spać) po wysmarowaniu się repelentem. A komarzyce bzyczą wokoło.