Pobudka o 4. - jak dla mnie - w środku nocy.
O 4.30 wyruszamy terenowymi samochodami na pustynię. Jazda trwa około godziny. Cel - Erg Chebbi - najwyższe wydmy w Maroko.
W bazie opuszczamy samochód. Na ewentualnych chętnych czekają wielbłądy. Wspinamy się na piaszczyste wzgórza. Po nocnej burzy piasek jest wilgotny i ubity więc wędruje się prawie bez wysiłku.
Czekamy na szczycie jednej z wydm na budzące się słońce.
Po wpół do 6. horyzont zaczyna się rozjaśniać. Jest pięknie - pustynia zaczyna nabierać barw.
Spokój i refleksyjny nastrój zakłóca niestety jedna z uczestniczek. Cała reszta (łącznie z towarzyszącymi Berberami-przewodnikami i pomocnikami) chłonie wyjątkowe wrażenia. Spektakl pod tytułem wschód słońca na pustyni trwa w najlepsze.
O 6. widać już brzeg naszej gwiazdy na linii horyzontu. Z każdą minutą zmieniają się kolory piasku, powoli wyłaniają się detale...trawy, jakieś chrząszcze...Także odciśnięte w piasku ślady butów.
Są to chwile pełne magii i jakiegoś spokoju. Pustynia budzi się do życia - słońce rozpoczyna swoją wędrówkę,a człowiek czuje się maleńkim statystą w tym spektaklu natury.
Powoli i niechętnie wracamy do samochodu. Jeszcze dla spragnionych wizyta w knajpce i po 7. ruszamy z powrotem do Erfoud.
Teraz widać na drodze spore kałuże - w nocy musiała przejść spora ulewa. Raczej rzadkość - zobaczyć kałuże na pustyni - więc robię fotki. Jeszcze przejazd przez rzekę, w której odbywa się pranie - i tuż po 8.jesteśmy w hotelu.
Na śniadanie zjadam z apetytem 2 smażone placuszki z dżemem; do tego sok pomarańczowy z lodem,kawa i malęńkie bułeczki.
Potem szybkie pakowanie,prysznic, akcja poszukiwania zarzuconych gdzieś w pośpiechu bransoletek i opuszczamy pokój.
O 10. ruszamy w drogę do Quarzazate.