Przed 7. wstajemy.
7.20 - śniadanie i ruszamy przez kamienistą pustynię.
O 9. postój w widokowym miejscu. Otacza nas kilku mężczyzn (barwne stroje, zawoje na głowach) z pięknymi gadami. Jaszczurki budzą nasz zachwyt. Więc - sesja zdjęciowa. Po kilku minutach jedziemy dalej serpentynami. Usiłuję robić zdjęcia.
9.30 następny krótki postój. Poniżej - wąwóz rzeki Draa. Surowy, rozległy krajobraz. Widoki.
Przed 10. dwudziestominutowy postój na "drinka" w okolicznej restauracji - oczywiście w formie kazby. Otoczenie - sporo zieleni,kwiaty, "gaj" oliwny. Fotografuję.
Po kwadransie - następny stop. Miasteczko Agdz - centrum daktylowego zagłębia. Oglądam, robię trochę zdjęć. Daktyli nie kupuję - nie chcę uganiać się z nimi podczas całej podróży. Jedziemy dalej.
11.20 - miasteczko Oulad Atmane. W nim - XVI wieczna kazba Glawich.
12.15 - miasteczko , zatrzymujemy się, robimy oczywiście zdjęcia . W dali widać góry o płaskich wierzchołkach.
12.30 - docieramy do Zagory. To garnizonowe miasto wysunięte najdalej na południe kraju. Marokański "biegun" gorąca. Stąd - 52 dni drogi do Timbuktu - oczywiście na wielbłądach.
Zatrzymujemy się pod bankiem, by wymienić walutę. Później - lunch w Kasbah Asmaa - restauracji kazbopodobnej. W pobliżu - zagroda ze stadem wielbłądów - budzi nasze spore zainteresowanie. Oczywiście większość czasu pochłania mi "zwiedzanie" i fotofoto, więc błagam kelnera o "very quickly served harira" - bo za kwadrans mamy odjazd. Kelner spisuje się na medal; pochłaniam harirę i o 14. startujemy w drogę powrotną.
16. postój przy "wodopoju". Znajduję w pobliżu knajpki zagrodę samotnego kamela. Wyjątkowo fotogenicznego!
16.35 kanion rzeki Draa - strome, surowe, pionowe ściany. Krótki postój. I za chwilę miasto Taourit a w nim okazała XVI wieczne kazba Glawich.
I powrót do hotelu w Quarzazate.