Po bardzo krótkim odpoczynku wędrujemy szlakiem przez Bryjarkę do schroniska pod Bereśnikiem.Z kijkami idzie mi się doskonale, zapominam o tym, że kończyna była operowana. Tyle, że kroki stawiam bardzo rozważnie i ostrożnie. No i nie spieszymy się za bardzo - chociaż przed zmrokiem trzeba jeszcze wrócić do naszego "domku".Widoki spod krzyża dodają skrzydeł i sił do dalszej "wspinaczki".W schronisku zamawiamy słynną tu szarlotkę domową (niebo w gębie!) oraz czeskie piwo malinowe - totalny niewypał - bo to nie malinowy smak a tylko aromat malin - smak zaś ma b.ostry (zbyt ostry).W konsumpcji pod chmurką towarzyszy nam młody kotek.Z wielką satysfakcją i zadowoleniem z udanego dnia wracamy do "Marty".