Wielkanoc
Drugi dzień trekingu - czyli wędrówka z Bazy Geech do Chenneck.
Pobudka o 6., jakieś śniadanko (bynajmniej nie świąteczne) i o 8. wyruszamy.
Pniemy się w górę i jeszcze po godzinie marszu widzimy za nami, w dole zielone daszki obozu Gych.
W dalszej drodze spotykamy spore stadko gelad na łagodnym zboczu porośniętym płowa trawą. Pogoda słoneczna, niebo niewiarygodnie niebieskie i bezchmurne.
Otwierają się wspaniałe panoramy gór.
Postój w pięknym widokowo miejscu. Większość grupy wyrusza na Imet Gogo (3942 mnpm). Ja wolę zostać - kondycję mam bardzo kiepską, a przed nami jeszcze kilka godzin drogi.
Brak kondycji dokucza. Z każdym krokiem w górę łapię oddech i wydaje się, że za moment padnę bez ducha. Idę z "moim" skautem-guidem Denekew. Usiłuję rozmawiać - ale ledwo zipię.
Widoki obłędne - zwłaszcza pasma gór w oddali, niesamowite stromizny, pionowe kaniony - jest po prostu p i ę k n i e! Dlatego warto się nawet męczyć, byle to zobaczyć na własne oczy.
Bardzo długie zejście wąską dróżką, bardzo stromo. I tak parę godzin.
Do Chennek Camp (3620 mnpm) docieram około 18.
Totalnie wykończona.
Tym razem do pompy z wodą mamy kilkadziesiąt m a sporo dalej do wc.
Noc równie zimna co poprzednia i co gorsze ciągle zjeżdżamy, bo namiot stoi na nieznacznie nachylonym terenie.