Wielka Sobota
A my: 6.30 pobudka, potem pakowanie do worów (idziemy na "wyprawę" z całym naszym wyposażeniem tzn z wszystkimi bagażami) i po 9 wyruszamy.
Po godzinie wjeżdżamy na teren Parku Narodowego. Ogromna przestrzeń, pierwsze spotkanie ze stadkami gelad (gatunek endemiczny żyjący na wysokości ponad 3000 mnpm). Są też dzieciaki sprzedające różne wyroby.
Jedziemy dalej do bazy Sankaber. Wory z naszymi rzeczami zostają zważone a my
z plecaczkami z niezbędnymi rzeczami (woda, jedzenie, aparaty foto) wyruszamy.
Po trzech godzinach wędrowania spotykamy grupkę dzieci i młodych ludzi sprzedających napoje. W pobliżu znajduje się wioska - kilka chat pokrytych strzechą, nieduże zagrody.
Około 16. wychodzimy na ogromny płaskowyż. Pasą się tu koniki/muły.
Rozległa przestrzeń. Dookoła podobne płaskowyże, gdzieś dalej za nimi pasma gór.
Parę kamiennych budyneczków, okrągłe zadaszone strzechą pomieszczenia (jak się okaże - "noclegownia" skautów). Jesteśmy w Gych Camp, wysokość 3580 mnpm.
Kran z wodą - w odległości kilkuset m od naszych namiotów, wc (mały kamienny "kiosk")
- jakieś parędziesiąt m poniżej płaskowyżu.
Po odpoczynku, posiłku, toalecie, obgadaniu różnych spraw idziemy spać.
Niesamowite afrykańskie niebo z milionami gwiazd/planet nad nami.
Niestety - mimo kilkuwarstwowego odzienia, pledziku i kołderki z polarowej kurtki zimna noc daje się we znaki. Budzimy się co chwilę i dziesiątki razy układamy w coraz to innej pozycji. Ciężka i zimna noc.