O 15 docieramy do Shashemene. Bekele Molla hotel.
Jest woda, ale brak prądu.
W restauracji starszy wiekiem kelner - pamiętamy go sprzed 6 dni, kiedy zatrzymaliśmy się tu na lunch - porusza się wolno, wręcz dystyngowanie - budzi zniecierpliwienie innych, a u mnie budzi wręcz rozczulenie. Zamawiam na odmianę fish-salad. Nie jestem w stanie przejadać bowiem normalnych europejskich obiadowych porcji, które zamawiają pozostali uczestnicy - nie dla mnie mięsiwa, ogromne posiłki itp. Sałatka okazuje się wyśmienina - dużo jarzyn (m.innymi pomidory) i kawałki ryby - przepyszne!
O 16.30 ruszamy jeepami do kąpieliska z naturalnymi gorącymi źródłami.
W obiekcie nieduży basen na wolnym powietrzu, wydzielone stanowiska kąpielowe, szatnie.
Gorąca woda płynie z rur o przekrojach w kilku rozmiarach. Co za rozkosz - wreszcie duuuużo wody i to gorącej! Moczę się z rozkoszą.
Po 18 wracamy do hotelu. W drodze - o dziwo - ulewa.
Brak prądu do godziny około 8 wieczorem.