Około 14.45 jesteśmy na granicy.
Tu - niestety kończy się UE. Czekamy na wjazd i kontrolę. Prawie półtorej godziny.
Estońska kontrola paszportowa szybka; ale dostajemy do wypełnienia rosyjskie deklaracje wjazdowe - zabawa trwa, i po godzinie wreszcie jesteśmy odprawieni.
Jest 17.15 - czasu "bałtyckiego" ale znów trzeba dodać godzinę - w Rosji 18.15.
Wkraczamy do dawnego Kraju Rad.
Prawie od razu zauważa się kolosalną różnicę w jakości dróg - od dziur aż gęsto. Jedziemy więc z umiarkowaną prędkością.
Około 20.30 jesteśmy na przedmieściach Petersburga, a po godzinie docieramy do hotelu
o przedziwnej (jak na hotel) nazwie "Baltijskaja ozdorovitelnaja kompania".
Hotel położony z dala od centrum w nieciekawej, fabrycznej dzielnicy nad lekko i nieprzyjemnie woniejącym kanałem.
Obiadokolacja w stylu sowieckim - powiedziałabym: jajo z groszkiem(niby-przystawka?), kasza z gulaszem, herbata.
W naszym pokoju (z "widokiem" na kanał) okna brudne; w łazience pordzewiały brodzik
z przytkanym odpływem - jakby dalej w komunie...
Ale co tam - ważne, że jest ciepła woda i wygodne spanie. Jesteśmy w Sankt Petersburgu i właśnie jest czas białych nocy - godzina 1. po północy - a jeszcze ciemna noc nie zapadła!