Coraz więcej egzotyki

Ruszamy o 7.30 - mamy około 200 km do Jinka.
Droga nie zaskakuje -wądoły, nierówności, pagórkowaty teren dookoła. Ale zaskakuje mnóstwo zielonej roślinności, jakieś uprawy - a to przecież najgorętszy region kraju - samo południa.
Znowu górzyste krajobrazy, miejscami widoczna ziemia niesamowitej czerwonawej barwy.
Zjeżdżamy na równinę.
Mijają nas od czasu do czasu kobiety w pasiastych spódnicach z jakby falbaną w okolicach pasa i bioder. Często mają skórzane toby/worki lub tykwy przewieszone przez ramię na rzemykach. To kobiety Konso.
10.45 zatrzymujemy się by podziwiać krajobraz południa i oracza w pracy a także sfotografować etiopską "łowiczankę".
O 13 postój w wiosce na picie (i siusiu - oczywiście).
Przed 14 dojeżdżamy do wioski Hamer-Bana. Płatne "sesje" fotograficzne.
Mnie bardzo zraża nachalność, wręcz napastliwość ludzi. Więc nie "focę".
Ale podziwiam urodę kobiet - ich pokryte glinką ochronną twarze i włosy; włosy dodatkowo ufryzowane w cienkie spiralki. Wyglądają naprawdę pięknie.
O 15 znów krótki postój. Nastoletnie chłopaczki sprzedają różne ozdoby - koraliki, bransoletki. Kupuję parę. Chcę im dać chociaż trochę zarobić.
O 16.30 zatrzymujemy się na kolorowym, pełnym ludzi targowisku. Bardzo egzotyczne dla nas stroje i ozdoby ludności, piękni smukli mężczyźni o smukłych nogach; kobiety też urodziwe.
Dobijamy do Jinka o 17.30 - Orit hotel.
Sympatyczny z pokojami w pawilonach, restauracja , teren zadrzewiony.
Jest prąd, ale za to brak wody.
To mnie mocno zdołowało - jestem brudna, zakurzona, spocona, umęczona...Na "mycie" zużywam sporo wilgotnych chusteczek (jak dobrze, że je wzięłam!) - a tu jak widać, trzeba zacząć je oszczędzać, żeby starczyło do końca wyprawy...
To kiepsko "umyte" ciało musimy dobrze wysmarować repelentem, bo rejon malaryczny.
Nocą i rano brak prądu.

Zdjęcia (14)

Komentarze (0)